Lechia zdobyła mistrzostwo Polski juniorow mlodszych w 2012

Gramy wychowankami! Ale co to tak naprawdę znaczy?

„Granie wychowankami” jest w dzisiejszym futbolu – poza paroma wyjątkami – bardziej ideą niż strategią. Niecierpliwość i nadmiar możliwości finansowych (pieniędzy w kasie lub choćby możliwości zadłużania się pod przyszłe przychody) powodują, że olbrzymia większość klubów nie chce się w to „bawić”. Właściciele chcą zaszczytów tu i teraz a wynik sportowy rozumieją jako jedyny miernik efektu pracy, trenerom tym samym nie zostawiając możliwości wyboru. Drużyna ma zostać zbudowana nie przez selekcję, pracę, obozy i treningi, a „przez okna transferowe”. I to góra dwa, może trzy. Jeśli się to nie uda, znów miesza się w kotle wymieniając sztaby trenerskie, czy jeszcze mocniej rotując składem szatni.

Żeby zweryfikować, czy to zatem jeszcze możliwe, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie co to jest ta „gra wychowankami”. Sprawa nie jest zero-jedynkowa i żeby nie filozofować, usystematyzujmy to w kilku obszarach.

Kto jest wychowankiem?

Odpowiedź na to pytanie nie jest może oczywista, ale chyba nietrudno określić reguły, które to uporządkują. Przepisy UEFA i PZPN mówią nam, że wychowanek to „piłkarz, który przebywał w klubie co najmniej trzy lata pomiędzy skończonym 15. rokiem życia (lub na początku sezonu, w którym skończy 15 lat), a 21. rokiem życia (lub na końcu sezonu, w którym skończy 21 lat)”. Trzeba przyznać, że to definicja dość luźna. Trzy lata w szkółce i już? Jednak nikt nie broni, aby na własne potrzeby zaostrzyć te warunki. Dołożyć rok czy dwa? Czemu nie. Bo nie samo szkolenie czysto piłkarskie musi tu być kluczowe, a dodatkowe lata dadzą więcej czasu, by odpowiednio ukształtować młodego człowieka. Nie chodzi nam przecież o metryczkę przebiegu kariery, a o wychowanie młodego lechisty.

Zatem status ten można osiągnąć dopiero po jakimś czasie i musimy przyjąć, że nie uznajemy za wychowanków graczy, którzy tych 4 czy 5 lat w szkółce Lechii nie spędzili, choćby urodzili się w szpitalu na Klinicznej, a ich pierwsze słowa zamiast „tata” czy „mama” brzmiały „A my swoje!”. I odwrotnie, w mojej opinii wychowankami mogliby być chłopcy, którzy rozpoczęli swoją drogę na przykład w modelu uśmierconego systemu „Biało zielonej przyszłości z Lotosem”. Region oddziaływania Lechii jest spory i nie widzę problemu w uznaniu za wychowanka-lechistę kogoś z Gowidlina, Sztumu, Łubiany, Wiela czy Łapalic. Pod jednym warunkiem: tych kilka lat szkolenia w Klubie, czy jego satelickim ośrodku, to nie tylko proste kopanie piłki. To także inne wymagania. Szkolenie musi obejmować takie obszary jak historia Lechii, jej wychowanków, najwierniejszych jej piłkarzy. Musi przedstawiać jej rolę społeczną, pokazywać szerszy plan, historię na tle politycznym. Historię ludzi wokół klubu i zwykłych kibiców, choćby wtedy, gdy zdecydowali się przeprowadzić swój klub od A klasy na należne mu miejsce. Historia T29? Tak! Historia derbów? Tak! Utrzymanie w Gliwicach? Jasne. Co jakiś czas zajęcia z wyjątkowym gościem. Breda opowiadający o swojej pozasportowej działalności charytatywnej? Paweł Buzała o golach przeciw Arce? Grzesiu Król o ryzykach czyhających na młodych ludzi? Dlaczego nie? Pomysłów na pewno znajdzie się dużo więcej.

Jedno jest pewne – szkolenie musi obejmować etos Klubu, budować takie cechy jak lojalność, honor, odwaga, wola walki. To według mnie konieczne, by całość miała głębszy sens.

Historie Tottiego i Batistuty

Nie chcę się wymądrzać na temat samego szkolenia, bo nie jestem tu specjalistą. Coś mi mówi, że takie zasady jak w Ajaxie, gdzie trener grupy młodzieżowej zmienia się co roku i każdy musi pracować na swoją pozycję w zespole praktycznie non stop, są dobre. Już przyzwyczajają, że w Lechii trzeba ciężko pracować bez przerwy, a wewnętrzna konkurencja zje twoje miejsce w składzie, gdy tylko stracisz na chwilę świadomość celu. To nie wczasy. Jeśli zamierzamy budować zespół oparty o wychowanków choćby w 70%, to potrzebujemy stałego napływu świetnie przygotowanych do rywalizacji facetów. I mowa tu także o rywalizacji w ramach składu własnej drużyny. W mojej opinii cykliczny start z „poziomu zero” pomaga nauczyć, że nie liczą się twoje gwiazdorskie zapędy, a liczy się dobro drużyny. Jednak projektować systemu szkolenia nie zamierzam.

Mam natomiast przekonanie, że „normalne” szkolenie musi być uzupełnione. Nie chodzi mi tu tylko o naukę języków, psychologiczne aspekty przygotowania do rywalizacji, czy nawet podstawy prawne funkcjonowania rynku transferowego i oswojenie dzieciaków na relację z menedżerami (i pułapkami, które mogą z tego wynikać). Uważam, że wśród zajęć powinny się znaleźć tematy związane choćby z wiernością barwom. Potraktujmy to szerzej. Dlaczego nie pokazać dzieciakom historii Tottiego i Romy, Zanettiego i jego dwóch klubów w karierze, z czego bodaj 17 lat w Interze (połowa jako kapitan!). Muniain od niemowlaka do weterana i ducha szatni w Bilbao? Batistuta i jego pomnik we Florencji za pozostanie w klubie mimo spadku? Kiko i jego słynny kontrakt na 1 euro po spadku Atletico Madryt z Primera Division? Ikony, słynni kapitanowie? Odbiór tych historii i samych postaci przez lokalne środowisko? To nie temat na pogadankę, a na 3 lata szkolenia. Materiału można zgromadzić sporo. Nie żartuję.

Pomnik Gabriela Batistuty we Florencji

W szkoleniu nie mogą dominować umiejętności. Przypomnę, wychowanek nie ma być tylko piłkarzem, ma być Lechistą. Przez wielkie „L”.

Wymagania dla wychowanków

A skoro już o wielkim „L”. Sprawdźmy co to oznacza. Najpierw proste pytanie: czy wychowankowie mają mieć łatwiej? Albo inaczej: czy piłkarze z zewnątrz mają mieć trudniej od wychowanków? Czy muszą nas bardziej przekonywać, że mogą tu grać, że mają prawo nosić nasz herb?

Może kogoś zaskoczę, ale według mnie znacznie wyższe wymagania powinniśmy mieć wobec swoich! Nie wystarczy talent, wymagania powinny dotyczyć także postawy wobec Klubu. Jak traktować ich pod kątem wynagrodzenia czy transferu? Odpowiedź jest dosyć prosta – normalnie. Posłużmy się przykładem. Weźmiemy na tapetę Jakuba Kałuzińskiego. Uwaga: zastrzegam, że nie mam wiedzy o przebiegu negocjacji dotyczących jego kontraktu, a plotka o oczekiwanym wynagrodzeniu może być tylko plotką. Jednak jeśli założymy, że faktycznie oczekuje on wynagrodzenia sporo powyżej przeciętnej zespołu, to nasuwa się pytanie, czy on na to zasługuje? Ok, facet jest z Gdańska, przeszedł tutaj caluteńką ścieżkę szkolenia, ale na dziś, jako 20-latek ma 46 meczów i jednego gola. I w zasadzie jeszcze nic kładącego nas na kolana nie pokazał. Moje zdanie: nie, nie zasługuje. Nie jest przecież nawet pewniakiem do pierwszego składu, choć debiutował cztery lata temu!

Ten przypadek ma oczywiście jeszcze taki wymiar, że menedżer może szukać szansy na lepsze warunki, bo wychowanków w składzie nie ma wielu. Oddanie go za darmo będzie kolejnym strzałem w mocno dziurawe już kolano przez Mandziarę. Bo ludzie rozpaczliwie szukają tożsamości tego Klubu, chcą czuć związek ze społecznością, w której żyją. Gdyby wychowanków było powiedzmy 10 czy 12, to rozmowa byłaby inna, a presja mniejsza. A gdyby do tego z rezerw (których oczywiście nie ma), albo z U-19/18/17 do składu pchali się kolejni młodzi-zdolni? Wyregulowanie ról i wynagrodzeń w dużym stopniu zależy od liczby wychowanków w składzie. Wtedy można to uporządkować.

Marka Lechia

Wymagania to także „dzień dobry” mówione sąsiadom, którzy znają cię od brzdąca z piaskownicy. Musisz spojrzeć im w oczy także po gorszym meczu, nie jesteś anonimowym sąsiadem co tylko wynajmuje apartament. Nie trzaśniesz drzwiami zostawiając wszystko wokół za sobą. Wymagania to żądanie wzorowej postawy na treningach, to oczekiwanie ponadprzeciętnego zaangażowania. To podejmowanie decyzji o swojej karierze z uwzględnieniem korzyści Klubu. Ale co w zamian, poza sympatią trybun?

Otóż teraz zaczyna się najlepsze. Wizerunkowo to powinien być taran rozbijający nie tylko tragiczny stan obecnego postrzegania marki Lechia, ale też wszelkie wątpliwości o wartościach niesionych przez Klub. Jak to zrobić? W każdej publikacji prezentującej skład drużyny, czy w skarbie kibica czy na graficzce z pierwszą jedenastką wrzuconą przed meczem na fejsbuka, wychowanek musi zostać oznaczony. Sposób do wyboru, może to być nawet zwykłe „(w)”, ale musi tam być. Na bogato sprawy mają wyglądać na stronie www. Tam, poza prezentacją składu na dany sezon, musi istnieć miejsce dokumentujące dokonania Klubu w tym zakresie.

Zobaczmy, jak robią to w kolarstwie (pamiętając, że oba przykłady dotyczą zespołów, które z założenia szkolą i wypuszczają młodych w świat). Baskijska Fundacion Euskadi, powołana do pracy nad adeptami kolarstwa z regionu, widzi to tak: https://www.fundacioneuskadi.eus/en/our-cyclists

Otrzaskani z kolarstwem łatwo policzą, jak dużo wśród tych nazwisk wielkich gwiazd. Warto przejrzeć całą stronę, ale Fundacji poświęcę osobny tekst. Weźmy teraz na tapetę amerykańską ekipę Hagens Berman Axeon, która pokazuje swój dorobek aktualizując dane o karierze swoich wychowanków także po opuszczeniu przez nich zespołu: http://www.axeoncycling.com/alumni?category=level&filter=world+tour. Status wychowanka musi być podkreślany na każdym kroku i w niczym nie przeszkodzi to w akceptacji ludzi z zewnątrz, jeśli pokażą oni, że nie są tu przypadkowo.

Krótko podsumowując: tak, wymagania większe, ale „nasi” dostaną coś w zamian. Dostaną udział w budowie Klubu, dostaną udział w jego historii. Dostaną wdzięczność i podziw trybun. Dostaną szansę stania się ikonami, a najlepsi zasłużą na gigantyczny mural, jak Zdzisław Puszkarz na Morenie. Kto wie, może i na pustym placu przed stadionem trzeba będzie kiedyś postawić pomnik? Czy to mało?

Mural Zdzisława Puszkarza na gdanskiej Morenie przy ul. Warneńska 12

Czy Lechia ma dokonania w szkoleniu młodzieży?

Czy Lechia ma dokonania w szkoleniu młodzieży? W mojej opinii zdecydowanie tak. Trzeba najpierw zauważyć, że warunki tego szkolenia zawsze były tragiczne (sahara!), więc stopień trudności był ponadprzeciętny. Mimo takich uwarunkowań na zewnątrz postrzegani jesteśmy jako klub o sporych sukcesach w tej dziedzinie. Zgodzę się ze stwierdzeniem, że Lechia dała wielokrotnie olbrzymi kredyt zaufania i bardzo często otwierała pierwszy skład na młodych po prostu z biedy. Jak brakowało ciepłej wody w szatni, to kto miał grać, „Dzieci Boba” to przecież konieczność bardziej niż strategia. Ale co tam, lepiej policzmy oficjalną kategorię MP Juniorów (Juniorzy starsi (U-19) – od 2019 U-18):

1957 – Mistrzostwo Polski

1968 – 4 miejsce

1970 – 4 miejsce

1990 – Wicemistrzostwo Polski

1991 – 3 miejsce

1993 – Wicemistrzostwo Polski

1997 – 4 miejsce

2000- 3 miejsce

2004 – 4 miejsce

Mało? To inne kategorie:

Mistrzostwo Polski U-17 zdobyliśmy aż czterokrotnie (1993, 1995, 2004, 2012), dorzucając tytuł Wicemistrza w 2008.

Nie mam pytań. Ukłony dla tych wszystkich ludzi, których praca się na to złożyła. I nie mam tu na myśli samych zaszczytów, a raczej utrzymanie trwającej przez pokolenia ciągłości i wyjątkowy upór w pracy u podstaw.

Potencjał ludzki

Czy pod kątem gry na jakimś tam poziomie budowanie składu w oparciu o ograniczony potencjał ludzki regionu jest możliwe? Bez problemu, choć pamiętajmy, że gwarancję w tym zakresie Klub będzie mógł przedstawić mając już obiekty, system szkolenia i skauting. Skąd pewność? Odpowiedź poniżej.

Poziom sportowy

No i teraz wreszcie pytanie – a poziom sportowy? Specjalnie używam tego określenia, bo nie mam na myśli trofeów, tylko zwykłą obawę, czy „granie wychowankami” wystarczy na spokojne bytowanie z ekstraklasie. Zależy to oczywiście od wielu czynników, choćby takich jak omówione powyżej warunki i jakość szkolenia. Patrząc jednak na profil naszej ligi, widząc jak dużo zespołów broni się w niej nie grając w zasadzie nic szczególnego, opierając się na fizyczności, czasami charakterze, a tylko w nielicznych przypadkach na próbach budowy jakości gry, nie wydaje mi się, aby było to wyzwaniem nie do podjęcia.

Nie budujemy zakonu, drużyna może funkcjonować wokół kilku piłkarzy sprowadzonych z zewnątrz po to, aby wnieść więcej doświadczenia, podbudować szkielet tej konstrukcji i stanowić punkt odniesienia dla młodych. Chodzi oczywiście o pojedyncze nazwiska, a nie żaden zaciąg, ale za to gwarantujące odpowiednią jakość i nie osłabiające charakteru szatni. Jeśli miałbym podać przykład, to rzuciłbym szybciutko i przekrojowo: Paweł Pęczak, Razack Traore, Daisuke Matsui, Łukasz Zwoliński… Każdy z trochę innego powodu, bo czasami chodzi o jakość piłkarską wspartą gotowością do współpracy (żadnych gwiazdek!), a innym razem o wolę walki, ambicję, nienawiść do porażek. Do tego rzecz jasna wychowankowie wracający z wojaży po świecie (większym lub mniejszym), jak to miało miejsce na drodze z A-klasy. Jednak i tu dobierałbym ostrożnie.

To nie jest zły przepis, ale to też nic nowego. Wspomniany wcześniej Ajax czy Athletic Bilbao – pamiętając, jak wiele pracy przed Lechią by organizacyjnie zbliżyć się do ich modelu szkolenia – pokazują, że nie ma tutaj granic sportowych pod kątem rywalizacji. Sukcesy Ajaxu są znane, ale ograniczmy się do bardziej podobnego do nas przykładu klubu z Bilbao. Pamiętajmy o potencjale ludzkim – cały Kraj Basków to ledwo 2,1 miliona ludzi, a konkurencji na tym terenie Athletic ma od metra (Sociedad, Alaves, Osasuna, Eibar etc.).

I teraz spójrzmy: to jeden z trzech klubów (obok Realu i Barcelony), który nigdy nie spadł z La Liga (od jej powstania w 1928 roku!). Jest czwartą najbardziej utytułowaną drużyną w kraju: 8 mistrzostw, 24 krajowe puchary, 2 superpuchary, dwa razy w finale pucharów europejskich… A to wszystko walcząc na co dzień z największymi klubami Europy i globu! Daj Boże zdrowie. No i jeszcze jedno – Athletic dostarczył reprezentacji Hiszpanii w całej jej historii mniej piłkarzy tylko od Realu Madryt. A to wszystko na potencjale zbliżonym do województwa pomorskiego i ludziach ani trochę bardziej uzdolnionych piłkarsko od innych nacji. „Con cantera y afición, no hace falta importación” – co w wolnym tłumaczeniu znaczy „z wychowankami i lokalnym wsparciem nie potrzebujemy obcokrajowców”. I nie żartują, zazwyczaj ponad 80% składu to wychowankowie (a reszta graczy to także Baskowie, ale bez takiego statusu). Polityce cantery i historii samej idei warto poświęcić osobny wpis (sporo informacji pod linkami na końcu tekstu). Nigdzie nie zamierzam natomiast odnosić się do tła politycznego funkcjonowania i przekonań kibiców Athleticu. Bez względu na to jakie mają poglądy, zwłaszcza, że klub jest daleki od identyfikacji z nimi. Klubowy etos, oraz samą wierność przyjętym zasadom i doskonały system szkolenia zawsze będę podziwiał.

Pieniądze

Jednym z ciekawszych aspektów jest bilans finansowy całej zabawy. Nie jest to najważniejsze, ale w dzisiejszych realiach nie można o tym zapominać. I tu niespodzianka, polityka bazowania na wychowankach jest bardzo sensownym modelem finansowym. Ok, trzeba czynić bardzo duże nakłady na system szkolenia (zwłaszcza, jak się pogoniło takiego sponsora jak Lotos). Jednak koszt utrzymania pierwszego zespołu – zazwyczaj największa pozycja w strukturze budżetu – przy nielicznych transferach z zewnątrz i przy założeniu sięgania nie po gwiazdy, a ludzi, którzy pasują do charakteru szatni, będzie stosunkowo niski.

Odwrotnie w przypadku przychodów. Z dnia meczowego, zakładając zdecydowanie większą lojalność i emocjonalny związek kibiców, bez wątpienia można wygenerować (wreszcie) sensowne przychody. Wyższa frekwencja, poważne potraktowanie sprzedaży pamiątek/gadżetów i przede wszystkim transfery z klubu. Dlaczego mamy sprzedawać? Drużyna to nie jest prosta konstrukcja, co doskonale wie każdy trener. Dobór i selekcja to spora sztuka. Zawsze – z różnych powodów – będzie ktoś do sprzedania. W pierwszym okresie sprzedawać będzie trzeba niestety także po to, żeby zarobić. Z czegoś trzeba finansować rozwój infrastruktury i nadganiać lata zapóźnień, a bez tego się nie obejdzie.

Tymczasem dzisiaj stosunkowo największe kwoty płaci się za zawodników bardzo młodych. Transfery takich graczy jak Enzo Fernandez, Antony, Tchouameni, Darwin Nunez, de Ligt czy wreszcie Haaland – w komplecie mieszczą się w TOP10 z letniego okna 2022. Przykłady z wielkiej piłki, ale pokazują obecny trend i realia. Lechia będzie miała tę młodzież nie tylko w dużej liczbie, ale już zaprezentowaną światu, ograną na najwyższym ligowym poziomie i przede wszystkim doskonale przygotowaną do kariery. Kwotę podbijać będzie wizerunek klubu jako wzorowej organizacji dbającej o harmonijny rozwój młodych ludzi. W tym modelu można także sprzedawać bardzo rzadko, ale jednocześnie bardzo drogo.

Jak to się ma do ideałów? Każda tego typu decyzja (jak wiele innych) powinna zostać bardzo dokładnie przedstawiona w komunikacie Klubu. Nie trzeba podawać „za ile”, ale „dlaczego” trzeba napisać koniecznie, bez względu na to, jaka jest prawda. Jeśli to ma być na poważnie, to transparentność jest obowiązkowa.

A wracając do bilansu – spójrzmy najpierw na swoje podwórko, bo to da najlepsze wyobrażenie. A zatem mamy ostatnie lata i takich graczy Lecha:

Jakub Moder (Brighton) – 12,5 mln euro (z bonusami)
Jakub Kamiński (Wolfsburg) – 10 mln euro + (bonusy)
Jan Bednarek (Southampton) – 6 mln euro
Dawid Kownacki (Sampdoria Genua) – 4,5 mln euro
Kamil Jóźwiak (Derby County) – 4,5 mln euro
Karol Linetty (Sampdoria Genua) – 3,2 mln euro
Tymoteusz Puchacz (Union Berlin) – 2,5 mln euro
Robert Gumny (FC Augsburg) – 2 mln euro
Tomasz Kędziora (Dynamo Kijów) – 1,5 mln euro

Razem, trzymajcie się foteli, to ponad 47 milionów euro. A ta lista to stan na początek 2022. Wiem, że ciężko nam przyjąć przykład akurat z Poznania, ale jeśli chcemy się w to bawić, musimy analizować swoje otoczenie bez względu na sympatie.

A teraz dorzućmy jeszcze walor wizerunkowy takiej konstrukcji i przełóżmy to na potencjalne wpływy od sponsorów. A będą się oni cisnąć w drzwiach, by móc „przytulić” swoją markę do tak wartościowej inicjatywy. To prosty mechanizm „zapożyczania sławy”. Tymczasem kto dziś przyjdzie do Lechii i powie: „panie Adasiu, mamy wielką ochotę zostawić panu sporą sumę, bo chcemy związać swój wizerunek z tak świetnie postrzeganym przez odbiorców klubem jak Lechia?”. Ale jeśli staniesz się wzorem cnót i wszyscy zobaczą twoją ciężką pracę, to takie zdanie masz szansę usłyszeć. I to nie raz.

A teraz bonus: „wychowankowie” w gabinetach

W mojej opinii wszyscy, od recepcjonistki, przez magazyniera, ludzi z marketingu, od organizacji meczu, zarząd, sztaby trenerskie, piłkarzy pierwszego zespołu i wszystkie grupy młodzieżowe – powinni być koleżankami i kolegami z pracy. I nie omijam tu dzieciaków z najmłodszych grup akademii. Wszyscy w jakimś stopniu muszą być lechistami, a już na pewno powinni rozumieć, że są tu dla Klubu, a nie dla siebie. Nie wszyscy muszą koniecznie pić sobie z dzióbków, czasami potrzebne są także spory, by wypracować najlepszą drogę dla Klubu, ale na pewno należy unikać trwałych konfliktów, bo nie budują one atmosfery pracy i odwracają uwagę od celu.

Wspomniane na wstępie surowe zasady powinny obowiązywać w całej strukturze. Każdy objaw lekceważenia czy działania na szkodę musi spotkać się z odpowiedzią. Wbrew pozorom w 95% przypadków da się to oddzielić od zwykłych błędnych decyzji, działań nietrafionych, choć przepełnionych dobrą wolą. Moje wyobrażenie tych zasad jest bardzo proste – wyniesienie do domu paczki spinaczy jest osłabieniem potencjału Klubu. Jeśli tego nie rozumiesz, ciężko będzie ci wytłumaczyć czym jest służba i poświęcenie dla idei.

Nie zapominam, że Lechia jest miejscem pracy i nie ma takiej możliwości, by nie respektowała przepisów, zmuszała do pracy po godzinach, „dla Lechii”. To działanie na szkodę, a zapłata za to przyjdzie prędzej czy później, tylko w innej, „twardszej walucie”. Bo taką jest utrata zaufania. Klub piłkarski to nie jest miejsce, gdzie da się pracować od 8 do 16, ale nie popadajmy w paranoję. Takich miejsc pracy jest na rynku bez liku i da się to zorganizować bez nadużyć i zwykłego wyzysku. Może to lekko zakurzone pojęcie w obecnych czasach, ale istnieje coś takiego jak honor.

Podsumowanie

To co powyżej, to oczywiście moje subiektywne spojrzenie, chyba nawet dość radykalne. Lubię kiedy obowiązują jasne zasady, gdzie zawsze widać jak ma być i ile nam jeszcze pracy do celu brakuje. Nie obrażę się, jeśli ktoś zdefiniuje to inaczej. Będę się jednak upierał, że ta cała „gra wychowankami” to zdecydowanie więcej, niż trzy nazwiska w składzie. Aby miało to sens, musi to być po prostu inna filozofia funkcjonowania dla całego klubu.

Wierzę w jedno – pod każdym możliwym względem to się sprawdza, nawet w klubowej kasie. Czym innym jest natomiast ilość pracy i droga do przejścia, aby taki model osiągnąć. Gotowość do wysiłku i determinacja są jednak naturalnym elementem całości i kto nie jest na to gotowy, niech lepiej zostanie w domu. Nikt nie mówi, że będzie łatwo, ale ten wysiłek ma głęboki sens. Oby kiedyś Lechia go podjęła.

Marek Kosiński

Czytaj także: Dlaczego upada Lechia?

Dodaj komentarz